"Kiedy przerobicie już wszystkich gitarzystów od Hendrixa do dzisiaj,
to i tak będziecie dopiero w połowie drogi do Joe Satrianiego."(Steve Vai)
Kim właściwie jest Joe Satriani?
Oczywiście wszystkim tym, którzy interesują
się choć trochę rockiem, a w szczególności gitarą elektryczną, która jest fundamentem
tego gatunku muzycznego, nie trzeba tłumaczyć. Mniej zaś zorientowani w temacie
na pewno już wywnioskowali (do tego nie potrzeba zbyt wiele inteligencji),
że Joe Satriani musi należeć do czołówki gitarzystów wszechczasów, skoro jego
nazwisko widnieje obok boga tego całego rockowego łoskotu - Jimiego Hendrixa.
O wielkości Joe Satrianiego nie zadecydowała jedynie perfekcyjna technika gry na
instrumencie, pełna wirtuozerii, lecz także niesamowity talent kompozytorski.
Każdą biografię należy rozpocząć od dokładnego określenia czasu i miejsca w którym
przyszła na świat prezentowana postać. W przypadku Joego był to Nowy Jork roku 1956.
Słuchając gry Joe Satrianiego trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jego muzyczna przygoda
zaczęła się jeszcze w dzieciństwie. To fakt, już dziesięcioletni Joe wystukiwał rytmy na
perkusji, potem przyszła kolej na pianistyczne fascynacje, które następnie przerodziły
się w wielką miłość do gitary.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Legenda głosi, że swą pierwszą
gitarę Joe otrzymał od starszej siostry, która dzięki Bogu posłuchała błagań braciszka
i zainwestowała w niego.
Droga jego muzycznej edukacji omijała szerokim łukiem Akademie Muzyczne, wytrzymał
zaledwie dwa miesiące krępującej sztywnymi ragułami nauki. Doskonalił swój warsztat
samodzielnie, zatapiając się w muzyce, którą kochał najbardziej - jazz-rocku.
Wytężona praca dała fenomenalne efekty, nie dość że nie potrzebował już szkoły,
to sam stał się nauczycielem wielu znanych muzyków. "Spod jego ręki" wyszli tacy gitarzyści
jak Steve Vai (ex-Whitesnake), Kirk Hammet (Metallica), Larry LaLonde (Primus),
Charlie Hunter, Alex Skolnick, David Bryson i wielu innych.
W roku 1979 Joe zakłada grupę The Squares, która mimo lekkiego, popowego brzmienia nie zdobywa
serc szerszego grona słuchaczy. Zespół istnieje do 1984, jeszcze w trakcie jego działalności
Satriani podejmuje pracę w wielu studiach nagraniowych, gdzie jako muzyk sesyjny towarzyszy
różnym grupom.
W 1984 wydaje wyłącznie gitarowego singla z pięcioma utworami, zatytułowanego imieniem jego
żony "Rubina"
W jego muzycznej karierze następuje przełom, nagrywa dla wytwórni Relativity Records
swój pierwszy LP "Not Of This Earth" (1985). A wszystko to za sprawą Steve'a Vai, który był
jednym z jego pierwszych uczniów ( w dodatku bardzo pojętnym, bo według opinii wielu fachowców,
przerósł swego mistrza )
Po podpisaniu kontraktu rusza w trasę koncertową, podczas której w jego głowie rodza się
nowe pomysły, z których kondensacji wyłania się projekt "Surfing With The Alien".
Wydany w 1987 roku "Surfing With The Alien" robi niezłe zamieszanie w świecie muzycznym
w krótkim czasie nakład sięga złota i platyny.
W trakcie "surfingowego" koncertowego turnee powstaje kolejny minialbum, "Dreaming #11",
którego zawartość to w większości nagrania koncertowe, plus dodatkowy kawałek studyjny
"The Crush Of Love", płytka pretenduje do nagrody Grammy, sprzedaje się doskonale, na koncie Joego
pojawia się kolejne "złoto".
Po surfowaniu nadchodzi czas na odloty: "Flying In A Blue Dream"
osiąga nakład 750.000 egzemplarzy, kolejna już nominacja Grammy. Satriani próbuje
swych sił jako wokalista, śpiewając w kilku piosenkach na płycie.
1992 rok ugruntowywuje i tak już dobrą pozycje naszego wirtuoza w showbiznesie. "The Extremist" -
album nagrany przy udziale "ludzkiej" sekcji rytmicznej (bez automatów perkusyjnych programowanych
przez Satrianiego w wielu poprzednich utworach)
debiutuje na 24 miejscu Billboard'u i w ekspresowym tempie zdobywa złoto.
Dwupłytowy album "Time Machine" wydany w roku 1993 prezentuje przegląd dorobku artysty
w postaci koncertowych nagrań jego przebojów, a także sygnalizuje transformację stylu
Satrianiego w stronę bardziej feelingowych kompozycji, głębiej zakorzenionych w
bluesowym i jazzowym brzmieniu.
Po prostu "Joe Satriani", szósta odsłona oblicza czarodzieja gitary, prezentuje już nieco
inny typ muzyki, mniej komercyjny (wymiennie z melodyjnym). Chyba najlepszym określeniem
wrażenia jakie pozostaje w uszach po wysłuchaniu tego krążka jest "spontaniczny".
Uff... rozprawiliśmy się z biednym Satrianim, ciekawe co by powiedział na te wszystkie
fakty i fakciki... może niektóre byłyby dla niego zaskakujące ? :)
Pewnie w swej skromności odpowiedział by na to wszystko:
"Call me Joe"...
|